My Audio Story część VI

Jak już zaznaczyłem w zakończeniu poprzedniej części tego wątku, rozpocząłem wielomiesięczny okres użytkowania skonfigurowanego systemu.
Byłem naprawdę zadowolony z osiągniętego  wyniku - słuchana muzyka sprawiała mi dużo przyjemności, a uzyskany całokształt brzmienia był dla mnie źródłem satysfakcji.
Był to czas, jak się to często określa, "odkrywania na nowo swojej kolekcji".
Myślę, że to określenie trafnie opisuje stan w jakim się znalazłem.
Sięgałem zarówno do muzyki której słuchałem regularnie, jak i do muzyki niesłuchanej od niepamiętnych czasów. Odtwarzanie nagrań zarówno z jednej, jak i drugiej grupy przynosiło wiele niespodzianek, prowadząc do dokonywania przewartościowań i zmian opinii.
Dotyczyło to zarówno wartości oceny artystycznej, jak i sposobu jej realizacji w kontekście efektu brzmieniowego.
Ten proces miał także drugą stronę. Ukazywał bowiem w jak ogromnym stopniu nasze preferencje i wrażenia są kształtowane przez nasz wiek, czas i epokę w której stykamy się w jakimś zjawiskiem. Jak wielki jest wpływ nabytych doświadczeń na nasze postrzeganie i jak rosną nasze wymagania. To co nas kiedyś fascynowało może po upływie czasu okazać się płytkie i nijakie, z kolei to co kiedyś nie budziło emocji może stać się tym czego - jak to TERAZ widzimy - zawsze szukaliśmy.
Powyższa reguła ma uniwersalne zastosowanie, ale z całą pewnością znajduje zastosowanie do oceny zjawisk artystycznych. Zmieniają się bowiem kryteria estetyki a proces tej zmiany nigdy się nie kończy. I nawet zauważalne "powroty" mód i stylistyk nie oznaczają ich bezkrytycznej oceny, a jedynie ocenę ich istoty przefiltrowaną przez nasze, OBECNE ich postrzeganie.
Dlatego nie potrafię poważnie traktować recenzentów, którzy opisując wpływ jakiegoś urządzenia na ich system używają zwrotów typu "(...) poczynił prawdziwe spustoszenie w mojej płytotece", czy stwierdzając nawet że "większość moich płyt nie nadaje się do słuchania". Takie twierdzenia, niezależnie od emocji kierujących ich autorami, są dla mnie po prostu przykładem BREDNI, wygłaszanych bez zastanowienia.
Co ciekawe, NIGDY nie doczekałem się by któryś z recenzentów doprecyzował swoją opinię, wskazując konkretne tytuły płyt, których już nie był w stanie dłużej słuchać🙂.
Nie jestem tym zdziwiony. Z pewnych deklaracji nie sposób się wycofać, a okoliczności się zmieniają. Dlatego znacznie bezpieczniej taką "listę niesłuchalnych płyt pozostawić w stanie "nieokreślonym"🤣.
Te kilka miesięcy intensywnego "trałowania" mojej płytoteki wspominam jako okres bardzo owocny dla zdobywania wiedzy i kształtowania opinii.
Zacząłem rozmyślać o kierunku, jaki mógłbym obrać dążąc do dalszego rozwoju systemu.
Dla EMS-a nie widziałem żadnej alternatywy, amplifikacja działała znakomicie, nie widziałem także jakiegokolwiek sensu w zmianie DAC-a.

Jedynym sensownym z mojego punktu widzenia działaniem wydawała mi się praca nad dalszą poprawą brzmienia niskich częstotliwości.
Mogło to oznaczać wybór pomiędzy dwoma działaniami ... 
Pierwszym byłaby zamiana głośnika Eminence Alpha 15A na inny 15" przetwornik
Drugim byłaby wymiana Alphy na głośnik 18".
Sprawa rozstrzygnęła się dość szybko z prozaicznego powodu. Nie znalazłem głośnika mającego znaczącą przewagę nad Alphą w akceptowalnej cenie. 
W grę mógłby wchodzić 15" Acoustic Elegance, ale jego zdobycie było dość problematyczne - jego cena przekraczała sześćset dolarów za sztukę, firma nie posiada przedstawicielstwa w UE - tym samym dochodziły koszty transportu z USA. 
Interesująca wydała mi się 18" Beyma 18LX60v2. Co prawda jej wymiary sprawiały że mieściła się w mojej konstrukcji "na styk" (i to wyłącznie przy przednim montażu),  jednak można było zdobyć ją bez problemu w Polsce, a cena nieznacznie przekraczała 1000 zł za sztukę.
 
Najzabawniejsze, że informację na temat Beymy uzyskałem czytając na portalu 6moons.com recenzję głośnika Soundkaos Liberation. Był tam także zamieszony wywiad z właścicielem firmy. Podał on w jego treści powody dla których zastosował tę 18" jednostkę w swojej konstrukcji (darując sobie przy tym opowieści o jej specjalnej wersji wykonanej tylko dla niego🙂). Kiedy zobaczyłem jej cenę wynosząca 17000 funtów, uznałem że 2250 zł to jednak nie tak dużo🤣🤣🤣
Po otrzymaniu zamówionej  pary przystąpiłem do przekonstruowania mojej odgrody.
Wykorzystałem kawałki blatu w których były zamontowane Alphy, dostosowując je do rozmiaru 18" Beymy. Przy ich wpasowywaniu w okazało się że z każdej strony pozostało 1,5 mm przestrzeni pomiędzy koszem głośnika a krawędzią konstrukcji stelaża - miałem dużo szczęścia🙂
 
 
Beyma zastosowana w odgrodzie z nawiązką spełniła pokładane w niej nadzieje. Mimo obniżenia filtra dolnoprzepustowego dla Beymy do 58Hz, niskie częstotliwości zabrzmiały z imponującym zejściem i "masą". Bas był po prostu potężny, bez najmniejszego problemu wypełniał pomieszczenie. Stopa perkusji, gitara basowa, czy nisko schodzące syntezatorowe dźwięki zyskały nową definicję. Jednym słowem, 3" czyniły wielką różnicę🙂.


Wydawało się, że zaistniały stan rzeczy pozostanie już niezmienny ...
Pewnie by tak było, gdyby nie pochodząca z pierwszej połowy lat 70-tych para tubowych głośników Electro Voice ST350B.

Ten głośnik jest jednym z tych produktów audio, który bez cienia przesady można określić jako "kawał historii". 
Korzenie tej konstrukcji sięgają bowiem lat 50-tych XX wieku. Jego podstawę stanowi fenolowa 1" kopułka, zestawiana z układami magnetycznymil i łączona z tubami o różnej konstrukcji. Para która weszła w moje posiadanie to wersja z wyprodukowana - według moich ustaleń - przed 1975 rokiem. Materiały informacyjne Electro Voice określają ją jako "constant directivity horn" czyli tubę o stałej kierunkowości.
Notabene, zwraca uwagę sam sposób wykonania tego głośnika - jest w pełni metalowa, sama tuba (określana z uwagi na charakterystyczny kształt jako "baby cheeks" - dziecięce policzki) jest odlana w całości z aluminium. Swoją drogą, ciekaw jestem ile kosztowała by obecnie tak wykonana konstrukcja ...🙂
ST350 zyskał rozgłos jako głośnik wysokotonowy w konstrukcjach Electro Voice - Sentry III

oraz flagowym, w pełni tubowym Sentry IV

Byłem mocno ciekaw tego głośnika. Często jest on określana jako "supertweeter" - wymaga dość wysokiego poziomu odcięcia (wg EV miał on wynosić minimum 3500 Hz i wymagał tłumienia filtrem o minimalnym nachyleniu 6dB) . 
Zastanawiało mnie jaki skutek miałoby  zastosowanie takiego głośnika w open baffle.
Dzięki modułowej konstrukcji odgrody, montaż (i demontaż) Electro Voice' był możliwy bez wpływu na jej integralność. Tak więc niczym nie ryzykowałem, ewentualne "przywrócenie stanu poprzedniego" nie stanowiło problemu.
Więcej rozterek budziły u mnie kwestie wynikające z, nazwijmy to, założeń koncepcyjnych. Od kilku lat nieprzerwanie używałem używałem konstrukcji typu open baffle, doceniając niewątpliwe walory takiej "obudowy". Jej zasadniczą cechą jest dipolowy sposób pracy otwartego głośnika, przekładający się na charakterystyczną przestrzenność i "otwartość" brzmienia. 
Wkomponowanie w ten schemat konstrukcyjny zamkniętego od tyłu głośnika wysokotonowego nie było możliwe - ten głośnik nie mógł pracować jak dipol.
Postanowiłem spróbować.
 
Pierwsza, próbna implementacja Electro Voice'a w odgrodzie


Trójdrożny układ głośników wymagał odpowiedniej zwrotnicy oraz dodatkowego wzmacniacza, który stałby źródłem sygnału dla wysokotonowej tuby.
Po szybkim "przezbrojeniu" Behringera do pracy w trybie trójdrożnego systemu zwrotnicowego,  przyłączyłem Electro Voice'a do całej odgrody.
Układ zwrotnicy Beymy pozostawiłem bez zmian, EMS pracował bez zwrotnicy. Natomiast z myślą o tubie Electro Voice zestawiłem z użyciem Behringera filtr górnoprzepustowy o odcięciu 6 kHz i nachyleniu 12dB.
Źródłem sygnału dla tuby był amplituner Lenco z 1981 roku.
Uruchomienie tak zestawionego systemu wniosło do brzmienia całości nowe elementy.
Electro Voice, choć bardzo subtelnie, to jednak wyraźnie wpłynął na odbiór górnego zakresu. 
Wbrew moim obawom, jego konstrukcja, choć calkowicie odmienna, nie wprowadziła jednak do cech odgrody efektu brzmieniowego odstającego zasadniczo od jej charakteru.
Bez wątpienia natomiast, sporą różnicę wprowadziła JAKOŚĆ INFORMACJI ukazana przez ten przetwornik.
Istotne jest tu słowo "informacja".Zakres częstotliwości przetwarzany przez EMS-a i tubę Electro Voice od pewnego punktu pokrywały się - każdy z nich był odtwarzał  ten sam dźwięki.
Wpadłem ma pomysł wykonania pewnego eksperymentu.
Wyłączyłem wzmacniacz zasilający Beymę, i rozpocząłem słuchanie tego zestawienia, chcąc wychwycić różnicę się ich działaniu. W trakcie słuchania, w różnych momentach wyłączałem wzmacniacz zasilający tubę. 
Całkowicie teoretycznie rzecz biorąc, wyłączenie Electro Voice'a nie powinno skutkować druzgocącym wpływem na odbiór wysokich częstotliwości.
Wydawało się, że brak tuby zaskutkuje jedynie zmniejszeniem ich ilości.
Stało się jednak zupełnie inaczej. To nie różnica w ilości, a w JAKOŚCI wysokich częstotliwości okazała się decydująca.
Pomiędzy ilością informacji w górnym zakresie pasma jakie emitował EMS-a, a zakresem informacji jakie płynęły z tuby Electro Voice była różnica. Naprawdę spora różnica. Słowo "niuans" jest tu absolutnie nieadekwatne. Electro Voice pokazał zupełnie nowy dla mnie standard pracy w zakresie wysokich częstotliwości. Dźwięk całej odgrody zmienił się naprawdę znacząco. I nie było to zjawisko dające się opisać zwrotem "więcej góry". Nie o ilość tu chodziło, a o jakość. 
Poziom rozseparowania, sposób zarysowania przestrzeni, ukazanie wewnętrznej struktury sygnałów brzmiały w wykonaniu tubowego głośnika Electro Voice po prostu wybitnie. 
Postanowiłem wprowadzić podział pasma w punkcie 3,6 kHz, filtrem 12 dB odcinając górne pasmo EMS-a. Ta częstotliwość była równocześnie punktem odcinającym zakres niższych częstotliwości dla Electro Voice'a.
Ta konfiguracja została przeze mnie zaimplementowana na stałe.
W tym okresie użytkowałem odgrody w mniejszym, 17 metrowym pomieszczeniu przeznaczonym wyłącznie do słuchania muzyki. Był nim jedynie sprzęt audio oraz sofa.
Słuchając tam muzyki, zauważyłem że mniejsze pomieszczenie, z bliżej położonymi w stosunku do odgród ścianami bocznymi nieco zwiększyło na skutek odbić ilość wysokich tonów.

Nie było to zjawisko o nieakceptowanym natężeniu, ale postanowiłem nieco zniwelować jego poziom przenosząc Electro Voice'a na szczyt odgrody.
 

 Ten kształt odgrody towarzyszył mi do dnia kiedy przyjaciel poprosił mnie o pomoc w wykonaniu pewnych prac. W miejscu w którym mieliśmy je wykonać stały głośniki Tannoy Westminster Royal ...

Kończąc ten przydługi wątek, myślę że jestem winien kilku słów wyjaśnienia.

Mam nadzieję, że opis mojej kilkudziesięcioletniej przygody z audio nikogo nie zanudził. Przepraszam za błędy które popełniłem, za niezamierzoną niezrozumiałość zastosowanych przeze mnie skrótów myślowych.
Każda o osób interesujących się tą tematyką ma z pewnością własne spojrzenie na poruszane kwestie. 
Podsumowując, cieszę się że mogłem podzielić się swoimi doświadczeniami. Wiedzy i opinii nigdy za wiele, dlatego zachęcam do podzielenia się nimi w komentarzach.
 

 



 

 




 

Komentarze

Popularne posty