Ewolucja słuchania: Znana muzyka w nowych okolicznościach
Bez wątpienia miało to kilka przyczyn.
Pierwszą z nich było to, że muzyka tak była w ten sposób wydawana.
Co prawda, oprócz albumów wydawano także single, lecz dla mnie nie były one formą muzycznej wypowiedzi. Traktowałem je trochę jako zapowiedź atrakcji albumowych. Dopiero będąc w posiadaniu albumu - czy to longplaya czy też jego nagrania na kasecie - miałem poczucie że mogę oceniać dzieło artysty. Ocena pojedyńczego nagrania a ocena albumu stanowiły zupełnie inne światy.
Druga przyczyna (silnie powiązana z pierwszą) to wykształcona w latach 60-tych XX wieku koncepcja albumu koncepcyjnego. Taki konstrukt zaowocował mnóstwem wydawnictw o układzie formalnym wręcz "zmuszającym" do zapoznawania się z nimi w całości. Jako przykład można tu przytoczyć "Tommy" i Quadrophenia" The Who, "Revolver" czy "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" The Beatles, "The Dark Side of The Moon", "Animals" jak i oczywiście "The Wall" Pink Floyd oraz chyba rzadziej kojarzone "Freak Out!", "Absolutely Free" i "Joe's Garage" Franka Zappy/Mothers Of Invention.
Co ciekawe, wiele albumów które nie miały wyraźnej rysy concept albumu było w ten sposób odbieranych przez słuchaczy - dość wspomnieć "L.A. Woman" The Doors, "In The Court Of The Crimson King", "Island" King Crimson, "Selling England By The Pound", "The Lamb Lies Down on Broadway" Genesis - przykłady można by zresztą mnożyć w nieskończoność.
Choć często były one zbiorem nagrań luźniej połączonych ze sobą, jednak ich dobór i kolejność dawały wyraźny efekt "związania", skłaniający słuchacza do ich całościowego traktowania.
Nigdy nie byłem zwolennikiem tzw. składanek, różnych "the best", "gold" itp.
Prócz wydań materiału studyjnego, zbierałem jedynie albumy koncertowe, gdzie miejsce i okoliczności wykonania dawały nowy wymiar znanym z płyt nagraniom. Zmiany brzmieniowe, improwizacja, rozbudowane wersje zawsze stanowiły dla mnie silnie przyciągający magnes. Także bootlegi - z uwagi na to że stanowią one "surowy" zapis materiału koncertowego, niejako z definicji pozbawionego elementu obróbki materiału (skróty, dogrywki, itp.) są dla mnie ciekawym materiałem muzycznym - i to pomimo nieraz bardzo dyskusyjnej strony technicznej samych nagrań.
Postęp technologiczny niejako zakłócił ten stan rzeczy.
Już format CD, dający możliwość wybiórczego słuchania poszczególnych utworów czy wręcz odmiennego zaprogramowania kolejności ich odtwarzania dawał możliwość łatwego wyłomu z "narzuconych" przez wydawców układów materiału muzycznego. Ograniczeniem była jedynie zawartość samej płyty. Ale i ta granica runęła w świecie plików i streamingu.
Czy jednak te nieograniczone możliwości czegoś nam nie odbierają?
Mam wrażenie, że tak. Myślę, że to poszerzenie możliwości słuchania muzyki powoduje efekt pewnego spłycenia kontaktu z nią samą. Słuchanie w pewien sposób pobieżne, bez głębszego zaangażowania staje się formą dominującą - po co bowiem tracić czas brnąc w nieraz formalnie trudną strukturę całych albumów, usiłując znaleźć w nich jakiś całościowy obraz? O ileż łatwiej "wydłubać" z całości tego ciasta 2 lub 3 rodzynki, ciesząc się ich smakiem? Przecież tyle innych ciast wokoło ...
Taki sposób - choć szybki i łatwy niszczy bowiem element poznawania zamysłu twórcy płyty i przyjemność stopniowego jej odkrywania. Z własnego doświadczenia mogę podać przykłady mnóstwa płyt które ukazały mi swój urok dopiero za którymś z tam z kolei wysłuchaniem. Takie płyty "wchodziły" mi dopiero po pewnym czasie, ale nieraz przez wiele lat pozostawałem pod ich urokiem. Do takich płyt cyklicznie wracam, wręcz odkrywając je nieraz na nowo. Taka muzyka po prostu pozostaje w pamięci - w ten sposób staje się naprawdę moją.
Nie zmienię już swojego sposobu postrzegania i traktowania muzyki. Wykształcone w ciągu kilkudziesięciu lat nawyki i sposób postrzegania pewnych zjawisk zrosły się we mnie nierozerwalnie.
Zdaję sobie sprawę, że moje - dla większości anachroniczne - poglądy w wyrażanych powyżej stwierdzeniach nie mają żadnego znaczenia. Jednak trochę mi żal, że wielu osobom nie będą dane tak specyficzne i wielopłaszczyznowe doznania w obcowaniu z muzyką, jakie stały się moim udziałem.
Komentarze
Prześlij komentarz