Podróż do wnętrza głowy: Moje życie słuchawkowe
Powyższe zdjęcie nie jest przypadkowe. To właśnie tego typu urządzenie towarzyszyło mojemu kontaktowi z pierwszymi "poważnymi" słuchawkami. Miało to miejsce na przełomie lat 70-tych i 80-tych. Zarówno powyższa "konsola" (?) jak i słuchawki UNITRA SN-60
nie należały do mnie - były one własnością członków mojej rodziny, Urządzenia te były dla mnie (i chyba nie tylko dla mnie) niedościgłym ideałem, a perspektywa zdobycia takowych - zupełną abstrakcją.
Samodzielna podróż z pożyczonymi od kuzyna słuchawkami do mojego wujka - właściciela zestawu stereo była dla mnie zapamiętanym do dziś wydarzeniem.
Do dziś pamiętam także płytę której wtedy słuchałem - stanowiła ona coś absolutnie nieprzystającego do jego kolekcji, a i dla mnie była nieznanym.
Jazz był dla mnie wtedy muzyką całkowicie mi obcą, a jednak posłuchanie tej płyty na słuchawkach było wydarzeniem które pamiętam do dziś. Mam wrażenie że na zawsze zmieniło moją estetykę.
Niestety, brak stałego dostępu do takich takich urządzeń nie pozwalał wówczas na pogłębianie tego procesu.
Swoje pierwsze słuchawki nabyłem kilka lat później. Brak realnej dostępności do i tak bardzo skromnej oferty słuchawek skazał mnie na tego typu urządzenie.
Te słuchawki zapamiętałem jako fatalne. Użycie do ich konstrukcji bardzo niskiej jakości materiałów, skutkujące brakiem wygody i naprawdę bardzo słaby jakościowo dźwięk nie pozwalały na poważne traktowanie tych słuchawek jako źródła dźwięku.
Nie mając jednak wyjścia, używałem ich podczas słuchania nocnych audycji radiowych w których prezentowano nagrania całych albumów. Nagrywanie wymagało jednak kontroli ich przebiegu i zmian strony kasety w magnetofonie (albumy były emitowane z uwzględnieniem czasu trwania kaset magnetofonowych).
Lata 90-te to okres "bezsłuchawkowy". Budując system skupiałem się na dźwięku kolumn głośnikowych i nie odczuwałem potrzeby posiadania słuchawek.
Nawrót nastąpił około 2014 roku. Warunki mieszkaniowe i ucząca się wieczorami córka skłoniły mnie do rozważenia zakupu słuchawek.
Zdecydowałem się na dość nietypowe rozwiązanie.
Sennheiser RS 220 był wysokiej klasy zestawem bezprzewodowym, przesyłającym nieskompresowany sygnał cyfrowy do odbiornika słuchawek.
Słuchawki były wygodne i naprawdę dobrze wykonane - umożliwiały długotrwałe słuchanie bez poczucia zmęczenia.
Ich głównym problemem okazała się właśnie wyróżniająca je cecha - system przesyłu sygnału. W praktyce zestaw ten okazał się on wybitnie podatny na zakłócenia i interferencje z sygnałem WiFi oraz pracą urządzeń elektronicznych. Wnoszone przez pracę modemów "kliki" i przerwy skutecznie psuły przyjemność ich użytkowania Przenoszenie lokalizacji nadajnika okazywało się w tym przedmiocie bezskuteczne. To były prawdziwe "słuchawki do zabrania na bezludną wyspę"🙂, nie były jednak w stanie poprawnie funkcjonować w warunkach budynku wielomieszkaniowego.
A szkoda, bo (pomijając kwestię zakłóceń) dawały one dźwięk wysokiej próby, a użytkowanie tego systemu było naprawdę wygodne.
Wszystko zmieniła wizyta u znajomego. W jej trakcie miałem krótką chwilę zapoznania się ze słuchawkami które zmieniły moje postrzeganie rzeczywistości. Był to model Sennheiser HD 600.
Nie było odwrotu. Musiałem je wypróbować w swoim systemie. Udało mi się je wypożyczyć od znajomego na kilka dni. Ale decyzja o ich zakupie zapadła po kilku godzinach. Oddałem je znajomemu, a wracając od niego od razu pojechałem do salonu gdzie po krótkim - zaproponowanym przez sprzedawcę - "odsłuchu porównawczym z Sennheiserem HD 650 i jakimś modelem Grado ostatecznie utwierdziłem się w zamiarze nabycia HD 600.
Te słuchawki to legenda. Produkowane od 1997, cieszą się swoistym kultem na forach słuchawkowych. I nie jest to przypadkowe - dla mnie są słuchawkami fenomenalnie zrównoważonymi. Nie posiadając żadnej wybijającej się cechy, bez wyraźnej sygnatury dźwiękowej pozwalają na wielogodzinne, bardzo komfortowe słuchanie.
Te cechy połączone z bardzo wysoką wygodą użytkowania czynią z nich znakomitego "allroundera".
Po krótkim czasie użytkowania potrafią zmienić sposób patrzenia na inne, czasem wielokrotnie droższe i "okrzyczane" przez recenzentów słuchawki, których pogłowie w ostatnich latach gwałtownie rośnie. Ich bardzo umiarkowana (w stosunku do postrzeganej jakości dźwięku) cena znakomicie ułatwia ich wybór.
Prezentowana przez nie jakość dźwięku gwałtownie wzrasta wraz z zastosowaniem odpowiedniej amplifikacji.
Jak gdzieś przeczytałem " ... w przypadku HD600 nie sposób przesadzić z jakością wzmacniacza słuchawkowego". W zupełności zgadzam się z tą tezą.
Używane z kartą muzyczną grały dobrze, ale zdecydowanie dawały poczucie potrzeby zastosowania dobrego wysterowania wysokiej klasy wzmacniaczem słuchawkowym.
Jak to często bywa, pomógł mi przypadek.
Znajomy - osoba o bardzo dużym doświadczeniu w użytkowaniu systemów słuchawkowych (bardzo wysokiej klasy), po wysłuchaniu moich pytań o wzmacniacz do HD600, pożyczył mi jeden ze wzmacniaczy ze swojej bogatej kolekcji
Był to wzmacniacz firmy Dubiel - HV-1, znany także jako "Skorpion"
Urządzenie to okazało się słuchawkowym "strzałem w dziesiątkę" - nie było odwrotu.
Poziom synergii uzyskany po sparowaniu z HD 600 przekroczył moje oczekiwania. Przeniósł on Sennheisera HD na całkowicie inny poziom jakościowy. Dlatego też szybko zwróciłem się do znajomego z propozycją jego zakupu ... i stałem się jego szczęśliwym właścicielem. Zarówno HV-1 jak Sennheiser HD 600 służą mi zresztą do dziś i jestem bardzo zadowolony z użytkowania tego zestawu.
Niedługo potem wpadły mi w ręce całkiem inne słuchawki ...
Fostex T50RP Mk.3 to niedrogie słuchawki planarne o studyjnym rodowodzie. Wykonane dość skromnie, pozbawione technologicznych fajerwerków od lat stanowiły podstawę do działań modyfikacyjnych - w różny sposób ingerujących w ich konstrukcję dla uzyskania zamierzonych efektów dźwiękowych. Powstały wręcz całe społeczności modderskie, a samo ulepszanie Fostexów stanowiło zaczątek kariery kilku firm słuchawkowych.
Modowanie Fostexów polega na wypełnianiu i wyściełaniu obudów za pomocą różnych mas, gąbek, filcu oraz przysłanianiu i odsłanianiu otworów. Przybiera także formę tworzenia całkowicie nowych obudów - czy to z drewna czy też z użyciem drukarek 3D. Ponadto często są wymieniane pady i instalowane opaski.
Konstrukcja Fostexów znakomicie ułatwia te działania - umożliwia bezproblemowy dostęp do wnętrza obudów i łatwość demontażu całych słuchawek.
Ja także dokonałem modyfikacji instalując tzw. "Mayflower Mod" (opis tego procesu jest łatwy do znalezienia w internecie), oraz wymieniając pady i instalując opaskę.
Suma wynikłych zmian - pozornie nieznacznych - wyniosła te słuchawki na zupełnie inny jakościowo poziom brzmienia, wykazując sensowność takiego działania, a Fostexy są u mnie do dziś.
Jako słuchawki planarne, Fostexy wymagają stosunkowo mocnego wzmacniacza - są osoby użytkujące je ze wzmacniaczami o mocy nawet kilku watów. Nie dysponowałem urządzeniem o takiej mocy. Wybawieniem okazał się amplituner Lenco, a następnie mini wzmacniacz tranzystorowy stanowiący element mini wieży WEGA
Urządzenie to zdecydowanie zaskoczyło mnie poziomem brzmienia uzyskiwanym z Fostexami - jak się okazało zasilanie słuchawek jest jego mocną stroną.
Te dwa systemy - Sennheiser / HV-1 oraz Fostex / WEGA od dłuższego czasu stanowią trzon mojego systemu słuchawkowego, a osiągane przy ich użyciu efekty są dla całkowicie satysfakcjonujące.
Nie jestem fanem funkcjonujących dziś abstrakcyjnych cenowo rozwiązań systemów słuchawkowych. Ceny niektórych słuchawek (a ściśle rzecz biorąc systemów złożonych ze słuchawek i wzmacniaczy) są oderwane od rzeczywistych zysków jakościowych.
Uważam również, że system słuchawkowy nie jest zastępstwem systemu głośnikowego i, w mojej opinii, nie można oczekiwać, że taki sposób słuchania zastąpi system kolumnowy.
To dwa zupełnie różne światy, różne warunki, wrażenia i sposób odbioru. To świat zupełnie inny - ale naprawdę fascynujący.

Komentarze
Prześlij komentarz