Muzyka ważna: Sam dla siebie - Carlos Santana
Z Carlosem Santaną najsilniej kojarzy mi się fragment koncertu grupy Santana na festiwalu w Woodstock w roku 1969, który widziałem na filmie dokumentalnym, rejestrującym to wydarzenie.
Uważam, że w tym przypadku nadzwyczaj często nadużywane określenie "ikoniczny" jest w pełni uzasadnione. Z całą pewnością był to występ który - bez cienia wątpliwości - przeszedł do historii.
W mojej opinii wyjątkowość tego wydarzenia wynika z faktu, że odbył się w ciągu dnia, na wydzielonym fragmencie małej sceny, zatłoczonym przez muzyków i zastawionym sprzętem. Był całkowicie pozbawiony elementów rockowego sztafażu - choćby w postaci wieczorno-nocnej zalanej światłem reflektorów sceny, efektów, dymów, itp. Moim zdaniem, właśnie to szczególne otoczenie stworzyło jego ponadczasową wymowę - widowiska, w którym muzyka była JEDYNYM środkiem wyrazu.
Występ w Woodstock stworzył w tym wypadku najprostszą w świecie relację "muzycy - publiczność", a jedynym "środkiem oddziaływania" pomiędzy nimi jest sama muzyka.
Muzycy Santany grali jak w transie - a ten trans udzielał się także publiczności.
Muzyka grupy oparta przede wszystkim na rytmie (budzącym we mnie skojarzenia z muzyką Afryki), z bardzo silnym wpływem muzyki Ameryki Południowej przefiltrowanym przez tradycję bluesową robi piorunujące wrażenie. Jest tyglem brzmieniowym jedynym w swoim rodzaju, do dziś fascynującym kolejne pokolenia słuchaczy. Te wszystkie wpływy są w niej zespolone tak silnie, że mam wrażenie, iż to już bardziej roztwór niż mieszanka. To z pewnością rock, ale zbudowany z użyciem tak wielu nietypowych dla tej muzyki środków wyrazu, że ostatecznie tworzący nową jakość.
Ukute przez uwielbiających kategoryzację recenzentów określenie "Latin rock" jest według mnie całkowicie nieadekwatne dla tej muzyki, będąc - moim zdaniem - ogromnym uproszczeniem, próbą wepchnięcia tej muzyki w szufladkę, w której nigdy się nie mieściła.
Koncepcja brzmieniowa wypracowana przez Santanę wybrzmiewa na trzech płytach:
"Santana" z 1969,

Wydany w 1972 album "Caravanserai" był albumem który rozpoczął ewolucję stylistyczną zespołu, wprowadzając do brzmienia elementy charakterystyczne dla jazz-rocka.
Muzyka na kolejnych płytach niosła dalszy ciąg muzycznych poszukiwań Santany. Perfekcyjna wykonawczo, pełna ciekawych pomysłów aranżacyjnych i brzmieniowych, stawała się jednak coraz bardziej odległa od pełnych energii dokonań grupy z początku kariery.
Słuchając płyt Santany z drugiej połowy lat 70-tych, mam nieodparte wrażenie, że narzucona przez formułę jazz-rocka stylistyka w pewien sposób ograniczała go jako wykonawcę. Jestem zdania, że Carlos Santana jako muzyk osiągał najlepsze realizując całkowicie WŁASNE koncepcje brzmieniowe - a one nie mieściły się do końca w żadnej muzycznej stylistyce. Dlatego też pojedynki gitarowe z Johnem McLaughlinem czy wycieczki na utarte przez innych muzyczne szlaki nie były dla niego - jako muzyka niezbędne. To nie są złe płyty, ale - dla mnie - to po prostu nie jest TEN Santana.
Wydana w 1999 płyta "Supernatural"okazała się sukcesem o jakim Carlos Santana mógł marzyć od wielu lat. Pomysł na nagranie płyty - powiedzmy to głośno - popowej, z udziałem grupy wokalistów okazał się strzałem w "10". Płyta - obfitująca w przeboje i obsypana licznymi nagrodami, stała się dla Carlosa Santany zachętą do kontynuacji tego typu przedsięwzięć. "Napędziła" także trasy koncertowe.
Jest to już jednak zupełnie inna muzyka.
W 2016 ukazała się płyta "Santana IV", nawiązująca tytułem do pierwszych wydawnictw. Momentami zawarta na niej muzyka przywołuje ten okres, jednak nawiązaniem po niemal 50 latach do tamtych czasów, tamtych emocji nie mogło być pełne (pomimo zaproszenia do nagrania tej płyty muzyków grupy Santana z końca lat 60). Po prostu zbyt wiele zdarzyło się przez te lata, a 69-letni Santana to muzyk będący już w zupełnie innym miejscu niż występujący w Woodstock 22-latek.
Dla mnie osobiście interesujące pozostają jeszcze dwa wydawnictwa wydany w 2019 "The Woodstock Experience"

dokumentujący występ z 1969 oraz oraz płyta "MCMLXIII" z 1993 zawierająca materiał zespołu Santana zarejestrowany w 1968 w Pacific Studios.
Uważam Carlosa Santanę za jednego z kilku najwybitniejszych gitarzystów w historii muzyki. Z całą pewnością jest on muzykiem rozpoznawalnym - jego brzmienie, frazowanie jest tak charakterystyczne, że trudno go z kimkolwiek pomylić. Bez wątpienia jego muzyczna osobowość odciska niezatarte piętno na każdej muzyce w tworzeniu której uczestniczy.
Myślę, że kolejne lata upłyną Carlosowi Santanie na komercyjnym dyskontowaniu swojej twórczości. I jest to całkowicie naturalne i zrozumiałe - nagrał tak wiele muzyki, uczestniczył w eksploracji tak wielu kierunków i stylów, że bez wątpienia już za życia stał legendą.
Ja jednak muzycznie będę wracał do czasów gdy był po prostu Carlosem Santaną - młodym gitarzystą pełnym pomysłów, tworzącym swoje niezwykle brzmienie.
Uważam Carlosa Santanę za jednego z kilku najwybitniejszych gitarzystów w historii muzyki. Z całą pewnością jest on muzykiem rozpoznawalnym - jego brzmienie, frazowanie jest tak charakterystyczne trudno go z kimkolwiek pomylić. Bez wątpienia jego muzyczna osobowość odciska niezatarte piętno na każdej muzyce w tworzeniu której uczestniczy.
Myślę, że kolejne lata upłyną Carlosowi Santanie na komercyjnym dyskontowaniu swojej twórczości. I jest to calkowicie naturalne i zrozumiałe - nagrał tak wiele muzyki, uczestniczył w eksploracji tak wielu kierunków i stylów, że bez wątpienia już za życia stał legendą.
Ja jednak muzycznie będę wracał do czasów gdy był po prostu Carlosem Santaną - młodym gitarzystą pełnym pomysłów, tworzącym swoje niezwykle brzmienie.

Komentarze
Prześlij komentarz