Altec Lansing Time część IV


Po trzech częściach - nazwijmy je, techniczno-dygresyjnych🙂 nadszedł czas na opis wrażeń z użytkowania zbudowanego zestawu.
Krytyczna lektura uprzednio napisanych postów dotyczących Alteka uzmysłowiła mi, że nie umieściłem w nich kilku informacji szerzej opisujących okoliczności w jakich  zwróciłem uwagę na ten głośnik.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy wcześniej, kiedy po raz pierwszy miałem możliwość posłuchania głośników Tannoy Westminster Royal. Kilkadziesiąt minut spędzonych na słuchaniu znanych mi utworów było prawdziwym przeżyciem. Ta ogromna konstrukcja po prostu zniknęła - pozostawiając absolutną swobodę dźwięku połączoną z nieprawdopodobnym budowaniem efektów przestrzennych i wstrząsającym poziomem realizmu brzmienia.
Trudno było to zapomnieć - miałem to już "w głowie".
Będąc od kilkunastu lat użytkownikiem głośników szerokopasmowych różnych typów i marek, byłem przekonany, że nie sposób osiągnąć poziom realizmu przewyższającego uzyskiwany w opartych na nich konstrukcjach.
Doświadczenie z konstrukcją Tannoya spowodowało, iż zainteresowałem się ideą głośnika współosiowego, zwanego także koaksjalnym.
I oto kiedy kilka miesięcy później przyjaciel zaproponował mi wypożyczenie pary głośników Altec Lansing 604-8K, opartych na tej samym (co do zasady) założeniu konstrukcyjnym co Tannoy, byłem bardzo ciekaw co z tego wyniknie, a przede wszystkim jak zadziała nietypowy dla tego głośnika sposób aplikacji.
Zestaw Alteca wbudowany w odgrodę jest dla mnie zaskakujący. Powiedziałbym nawet, że jest we wszystkich aspektach bardziej wyrafinowany niż się tego w najśmielszych przypuszczeniach spodziewałem.
Jest PRAWDZIWY - ale temu określeniu skłonny byłbym nadać tutaj trochę szerzej zakrojone znaczenie. 
Użytkując przez wiele lat odgrody z głośnikami szerokopasmowymi poznałem zestaw ich charakterystycznych cech. 
Zarówno Lowther jak EMS (jak również także wielokroć tańsze przetworniki) posiadają wiele wspólnych mianowników brzmieniowych - są nimi przede wszystkim poziom realizmu, szybkość oraz swoista bezpośredniość i "naturalność". 
To właśnie te cechy ujęły mnie w nich najbardziej. 
Altec pewnym sensie rozwija te wszelkie atrybuty glośnika szerokopasmowego które odbierałem jako najbardziej ujmujące mnie w trakcie jego stosowania.
Realizacja koncepcji odgrody z użyciem głośnika koaksjalnego okazała się krokiem naprzód. Posiada charakterystyczny dla glośników szerokopasmowych brak wrażenia "ściśnięcia" dźwięku. Efekt tego rodzaju jest według mnie często spotykany w układach wielodrożnych, korzystających z wielu głośników i rozbudowanych układów zwrotnicowych. 
Mając wszelkie cechy fullrangera, nie jest też "przydławiony" -  jego brzmienie charakteryzuje niezrównaną lekkość i energia. Swoboda dynamiczna jest wręcz nieograniczona. Podziw budzi ogromna ilość "powietrza" otaczajacego wszystkie dźwięki. Dźwięk fortepianu składający się ze dźwięków strun, stalowej ramy i pudła rezonansowego jest podawany z dodatkową aurą powietrzną wokół każdego z tych elementów. Instrumenty perkusyjne to także "poczucie" membran - ich naciągu, drgań, ruchu i wibracji. Jest to wrażenie dość ciężkie do opisania, ale wyraźne i stale zauważalne. Transjenty są po prostu natychmiastowe, nawet bardzo gwałtowne skoki dynamiki nie stanowią żadnego problemu. 
Przede wszystkim jednak ogromne wrażenie robi płynne zgranie całości. Słuchanie nie skłania do analizy składowych - ten układ po prostu gra jak jeden głośnik, bez  podkreślania  i faworyzowania zakresu działania poszczególnych jego elementów. Zaryzykowałbym twierdzenie, że Altec gra jak głośnik szerokopasmowy z najwyższej półki, potrafiący jednak w poszerzony i  precyzyjniejszy sposób zaprezentować obydwa skraje pasma - to ostatnie zawdzięcza samej swojej konstrukcji, różniącej go od głośników szerokopasmowych, że szczególnym wskazaniem na jego współosiowość.
W tą konwencję doskonale wpasowuje się 18" Beyma. Jak już wcześniej zaznaczyłem, pracuje on z sygnałem przechodzącym przez zwrotnicę Behringer DCX2496, działającą jako filtr dolnoprzepustowy. Umożliwia to jej zgranie z Altekiem pracującym w pełnym zakresie.
Taka implementacja pozwala na sterowanie zakresem działania basu - zarówno w zakresie działania z konkretnym przetwornikiem znajdującym się w odgrodzie, jak i w odniesieniu do pracy całego systemu w konkretnym pomieszczeniu. 
Możliwość precyzyjnego zgrania pracy głośników pozwala na zrównoważoną prezentację dźwięku całej odgrody. Niskie częstotliwości towarzyszą Altekowi nie dominując, a dopełniając jego pracę w tym zakresie.
Dzięki temu całościowe brzmienie odgrody posiadając znaczną wagę, jest jednocześnie szybkie i zwinne. Brak także efektu "napompowania" przełomu średnicy i basu -  zakres ten pozostaje przejrzysty, unikając wrażenia nadmiernego ciśnienia w tym obszarze.
Słuchanie tego zestawu jest prawdziwą przyjemnością. Nie jest to w żadnym razie konstrukcja którą można określić jako "radzącą sobie lepiej w określonym stylu" , czy "przeznaczoną" do określonego rodzaju muzyki. Niezależnie od słuchanego materiału, brzmienie jest zawsze ciekawe i wciągające, mimo iż zestaw ten silnie różnicuje sposób realizacji nagrań - zarówno dokonywanych w warunkach studyjnych jak i rejestracji koncertów. Pozwala na ocenę działań realizatora nagrania - zarówno w zakresie rozstawienia poszczególnych instrumentów na planie dźwiękowym, jak i oddania jego atmosfery.
Zarówno nagrania jazzowe z lat 50-tych, rockowe płyty lat 60-tych i 70-tych ukazują nie tylko energię tej muzyki, ale oddanie jej brzmienia w kontekście czasów w jakich była tworzona. Dźwięk odgród nie próbuje unowocześnić i uwspółcześnić odbioru tych nagrań - przeciwnie, zachowując w maksymalnym stopniu ich oryginalne brzmienie tworzy nową jakość. 
Pokazuje w ten sposób, że brzmienie charakterystyczne dla dane epoki muzycznej, używające charakterystycznych dla  niej środków aranżacyjnych i instrumentacji, może zabrzmieć i dzisiaj znakomicie, budząc emocje i podziw dla kunsztu wykonawców, ich pomysłowości w tworzeniu określonego odbioru muzyki i umiejętnego stosowania efektów obróbki studyjnej jako środków wyrazu artystycznego.
Wystarczy bowiem posłuchać albumów The Beatles, The Rolling Stones, The Doors, Pink Floyd, Led Zeppelin, Cream czy Jimiego Hendrixa (jak i wielu innych wykonawców) , czy też bardzo prostych, wręcz prymitywnych z dzisiejszego punktu widzenia (i tworzenia) studyjnych i koncertowych realizacji nagrań jazzowych - aby dostrzec magię i ponadczasowość tej muzyki. 
Muzyka elektroniczna z kolei pozwala na konstatację, że to nie postęp technologiczny decyduje o możliwościach jej tworzenia, a wizja i pomysły jej twórców tworzą jej ostateczny kształt. By znaleźć dowody na tę tezę, trzeba uważnie wysłuchać feerii pomysłów wypełniających pierwsze płyty Jean Michel Jarre'a, Tangerine Dream czy Kraftwerk by dostrzec że ta muzyka ciągle żyje, nie pozostając jedynie zapisem ówczesnych działań jej twórców. Ona żyje także dziś. 
Czas tworzenia jako czynnik ocenny muzyki przestaje w obcowaniu z z tą konstrukcją , jak dla mnie istnieć.
Mam wrażenie, że chyba ta konstatacja stanowi najlepsze zamknięcie powyższych wywodów. 













Komentarze

Popularne posty