Tworzenie Świata: Polska Prasa Audio część I
Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie Magazyn HiFi. I powstał Magazyn HiFi. Bóg, widząc, że jest dobry, oddzielił go od reszty ówczesnej prasy."
Przepraszam wszystkich, którzy poczuli się urażeni tą bezceremonialną trawestacją Księgi Rodzaju. Ten biblijny tekst może mieć, - przewrotne, przyznaję - zastosowanie do opisu istniejącej w Polsce początku lat 90-tych sytuacji.
Koniec lat 80-tych w Polsce to okres braków. Wszystkiego. Rzeczy podstawowych, wręcz niezbędnych do życia.
Tonsil, Diora, Unitra królowały na polskim rynku ... tyle że, jakbyśmy to dziś powiedzieli - "wirtualnie". Powiedzieć że sprzęt audio był niedostępny, to nic nie powiedzieć. Sieć dystrybucji była całkowicie "teoretyczna".
Oparta o sklepy ZURiT sprzedaż była dla klientów absolutną ruletką. Sklepy po prostu nie wiedziały co dostaną, jak i nie potrafiły określić momentu dostawy. Nikt nic nie wiedział. Oferta krajowych producentów była znana jedynie im samym. Okazją do prezentacji były okazje typu "Międzynarodowe Targi" - wtedy drukowano broszury i prospekty, chwaląc się mającym wejść do produkcji sprzętem. Potem zazwyczaj okazywało się że całość produkcji była przeznaczona na eksport, bądź też producenci w ogóle wycofywali się z planów (zazwyczaj tłumacząc się problemami z zaopatrzeniem w części, kooperantami, przesunięciami na n-ty kwartał, itp.)
Zdobycie - jak to się mówiło - "wieży - graniczyło z cudem. Wymagało tzw. "dojścia" - kogoś kto był w stanie "coś załatwić". Była to osoba której znajomości sięgały producenta, sklepu badź innych osób posiadających określone "możliwości".
Rodzina za granicą czy też osoby pracujące na "kontrakcie", marynarze, posiadacze tzw. przywilejów branżowych mający możliwości zakupu poza oficjalnymi kanałami dystrybucji były to źródła pozwalające na zakup wymarzonych urządzeń.
Lecz i wyżej opisany sposób nie dawał gwarancji otrzymania tego chcieliśmy.
Sam tego doświadczyłem kiedy w połowie lat 80-tych, korzystając z "dojść" mojej mamy, chciałem nabyć kolumny Altus.
Niestety Altusów nie było - otrzymałem kolumny Alton 80. I co? Myślicie że grymasiłem? Skądże znowu - mój zachwyt nie miał granic🙂. Bo BYŁY.
Źródłami informacji na temat sprzętu były pisma typu "Radioelektronik" czy "Młody Technik" istniały także pozycję książkowe typu "Zestawy głośnikowe" Aleksandra Witorta.
Zawierały informacje dotyczące strony technicznej urządzeń (zazwyczaj, jak wskazałem wcześniej, niedostępnych) bądź też miały charakter podręcznika dla osób budujących urządzenia (o ograniczonym zastosowaniu wobec utrudnionej dostępności elementów i części). Ponadto zamieszczane w pozycjach książkowych opisy i cechy rozwiązań konstrukcyjnych rozmaitych urządzeń nie mogły zostać zweryfikowane doświadczeniem czytelników - pozostając czystą teorią.
Samo brzmienie paradoksalnie pozostawało w tychże publikacjach kwestią całkowicie poboczną. Dane techniczne, wyposażenie czy też samo spełnianie normy DIN 45500 były elementami mającymi definiować jakość.
Ukazujący się w latach 80-tych magazyn "Audio Video" skupiał się w pierwszym okresie na opisach i informacjach dotyczących szybko rozwijającego się sektora video, a następnie na technologii telewizji satelitarnej. Kwestie związane z audio stanowiły margines.
Opisywana powyżej sytuacja utrzymywała się do końca lat 80-tych. Dopiero fala przemian rynkowych zmieniła stan rzeczy.
Powstały firmy zajmujące się dystrybucją sprzętu audio. Początki ich działania były obarczone wieloma problemami wynikającymi z braku doświadczenia w działaniu oraz niskich możliwości nabywczych rynku. Największy problem stanowiła jednak niewiedza potencjalnych klientów o ich istnieniu. Informacja, że firma "X" jest dystrybutorem kolumn "Y" czy wzmacniaczy "Z" w przypadku kiedy nazwy urządzeń nic nie mówiły adresatowi tej informacji nie budowała jego świadomości. Co więcej, informacja że nastąpiła kolejna zmiana dystrybutora tychże urządzeń i jest firmą "Q", powodowała dodatkową dezorientację. A trzeba pomiętać że zmiany dystrybucji były częste - wynikało to zarówno z przecenienia swoich możliwości finansowych przez potencjalnych dystrybutorów, niemożności spełnienia wymogów stawianych przez producentów czy też zakładanego sposobu funkcjonowania (serwis, standardy prezentacji sprzętu) których wchodzące na rynek firmy nie były w stanie spełnić.
Powstające w tym okresie sklepy prowadziły swoją własną politykę produktową - niekoniecznie prowadzącą do rozwiązywania niejasności i rozwiewania wątpliwości.
Te wszystkie czynniki sprzyjały pogłębianiu stanu dezorientacji.
I oto w 1991 roku pojawił się pierwszy numer Magazynu HiFi.
MHF był dzieckiem czasu w jakim powstał. Zawierał recenzje urzadzeń krajowych, oraz dostępnych urzadzeń japońskich i europejskich. - były to urządzenia z niskich i średnich przedziałów cenowych (czyli potencjalnie dostępne dla czytelników).
Zwraca uwagę język recenzji - rzeczowy, zwarty styl, pozbawiony jak to się dziś często określa "audiofilskiej poezji". Recenzenci nie wygłaszają twierdzeń "ex cathedra", bardzo silnie tkwią w pozycji słuchacza - daje się wyczuć że w trakcie ich tworzenia odkrywają pewne cechy brzmieniowe które dla nich samych stanowią zaskoczenie. Recenzje podkreślają pozytywne, ale i negatywne cechy testowanych urządzeń - zarówno w kontekście samego brzmienia jak i wrażeń użytkowych (jakość przyłączy, obsługa pokręteł, itp).
Redakcja zamieściła także podsumowanie dokonanych recenzji, odnosząc się szczegółowo do warunków w jakich były testowane - opisując zarówno towarzyszące urządzenia redakcyjne, jak i wskazując użyty materiał muzyczny.
Podsumowanie zawierało także uwagi odnoszące się do samego odczytywania treści recenzji przez czytelnika. Poczynione uwagi - w mojej opinii - mogły stanowić cenną pomoc przy analizie samych testów.
Taki sposób opisywania testowanych urządzeń dawał czytelnikowi możliwość stworzenia własnego obrazu ich brzmienia, pozostawiając jednak czytelnikom margines na wyciąganie indywidualnych wniosków. Czytelnik mógł się czuć zachęcony do dokonywania własnych doświadczeń.
Pierwszy numer zapoczątkował także ważne cykle - relacje z wystaw (w pierwszym numerze było to Internationale Funkaustellung w Berlinie) oraz artykuły poradnicze.
Zwłaszcza te ostatnie okazały się być znakomitym kompendium informacyjnym, porządkującym wiedzę i burzącym funkcjonujące mity. Do dziś (po ponad 30-tu latach!) nie tracą one na aktualności.
Oceniając z obecnego punktu widzenia debiut tego czasopisma można uznać go za naprawdę udany.
Bez wątpienia była to zupełnie nowa jakość i zaczątek rozwoju tego co dziś określamy jako "prasę specjalistyczną"
Cdn ...
Komentarze
Prześlij komentarz